czwartek, 1 listopada 2007

"Wspominki" 2007

1 listopada – Wszystkich Świętych – Święto zmarłych hmm... Jakoś zawsze denerwowały mnie coroczne „wspominki” w patetycznym, melancholijnym stylu „końca świata”.
Ci, który odeszli na zawsze, Niepowetowana strata, Nigdy nie powrócą etc. etc. etc.

Przyznam, że mimo wszystko nie raz ulegałam i ulegam estetycznym i emocjonalnym urokom „chwili” a jednak zawsze jakoś wbrew sobie. Co roku wchodząc na większe portale internetowe spotykam długie listy „Tych co odeszli na zawsze”, co roku mam nadzieję, że ta lista będzie „inna”. Nie, oczywiście nie chodzi mi o zawartość, lecz o „sposób przedstawienia”, co roku to samo. Czarno-biała, portretowa fotografia, w 90% z gatunku „tych poważnych”, surowych min. Może roszczę sobie zbyt duże prawo do takich żądań, a jednak chciałabym zobaczyć bardziej człowieka niż maskę. Mimo mojej wielkiej miłości do tego rodzaju zdjęć, w tym wypadku jakoś jestem przeciwna. Kolejne granice, oddzielania, „odeszli”, jakby „obcy” dla tego świata. Nie wiem, jaki mają kolor włosów, w co są ubrani, z fotografii nie wynika czy był to aktor, piosenkarka, podróżnik czy naukowiec. Może wszystko bardziej by pasowało, gdyby opis obok zdjęcia był inny. A tu nie ma „odeszła Krystyna Feldman – miła, sympatyczna starsza pani, która lubiła koty i wiśniowe czekoladki” (od razu mówię, że nie wiem czy Krystyna Feldman lubiła koty i wiśniowe czekoladki). Nie, „Odeszłych” opisuje się w kategoriach ich życia publicznego, zawodu, osiągnięć dla ludzkości. I dobrze w końcu, takich ich znamy, „my” czytający, „my” słuchający, „my” fani, sympatycy, krytycy...

I tu mój wielki „konflikt sumienia”, prawda odeszli, w znaczeniu podmiotowym, jako osoby, choć niektórzy, wierzący, czyli teoretycznie „większość” powinni powiedzieć, że „przeszli”, ale ja nadal mam na półkach książki Kapuścińskiego czy Kopalińskiego, filmy Altmana, „Nikifora” z niezapomnianą kreacją Pani Krystyny, „Ciemna Paradiso” ze zdjęciami Philippe Noiret’a i oczywiście wiele, wiele innych. Żadnego z niech nie znałam osobiście, jako osoby „z krwi i kości”, byli dla mnie zdjęciami i wywiadami w gazetach czy telewizji, twórcami książek, filmów, artykułów, idei, które podziwiałam, lubiłam lub krytykowałam. Niewiele się dla mnie zmieniło po ich „odejściu” z prostej przyczyny – dla mnie nie odeszli. Z mojej perspektywy – jak i chyba wielu innych – nadal są i będą tak długo jak będą „chciani”: czytani, oglądani, podziwiani lub krytykowani.
Nie chcę przez to powiedzieć, ze jestem przeciwko pamiętaniu czy przypominaniu. Wręcz przeciwnie. Jestem absolutnie ZA, ale... może w innej formie? Bardziej kolorowej? Bardziej radosnej? Radość, która ciągle jest u nas niedopuszczalna w obliczu śmierci czy „odejścia” bo uznaje się ją za radość ze śmierci, z końca, nie zaś jak z mojej perspektywy powinno być, radość z czyjegoś pełnego życia.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

♥ღ♥♥ღ♥♥ღ♥♥ღ♥♥ღ♥♥ღ♥
♥ღ♥♥ღ♥♥ღ♥♥ღ♥♥ღ♥♥ღ♥

W pamięci zostają
żywe obrazy
A w sercu
nadziei płomień,
Chwile,
Które tak bardzo
Zatrzymać byś chciał
Jak fale odpłynęły
gdzieś w dal...
Kiedyś znów wszyscy
spotkamy się razem,
Czas.......................
straci wtedy znaczenie...

♥ღ♥♥ღ♥♥ღ♥♥ღ♥♥ღ♥♥ღ♥
♥ღ♥♥ღ♥♥ღ♥♥ღ♥♥ღ♥♥ღ♥

-lipiecjanina.blog.onet.pl-

Sign my Guestbook from Bravenet.comGet your Free Guestbook from Bravenet.com