wtorek, 30 października 2007

Postraszyć Super Nianią...

Podsłuchane, a właściwie usłyszane w tramwaju:

[ona] – szczupła, prostowanowłosa blond, dżins-biodrówki, kurtka-pępek, guma
[on] – ciemny krótkowłosy, spodnie-dres, czarna kurtka, ręce w kieszeniach, garb

[ona] – [...] i się drze ten dzieciak w niebogłosy, że on TO (bliżej nie sprecyzowane coś) chce!
No mówie ci wrzaski na cały sklep był.
[on] – i co?
[ona] – i nic, matka mu znowu na to, że mu nie kupi bo pieniądze poszły na jakąś jego wycieczkę. No mówię ci kabaret a bachor nadal się drze, że normalnie pół sklepu się zbiegło!
[on] - ...
[ona] – no i co baba ma zrobić w takiej sytuacji!?
[on] – tej no postraszyć Super Nianią, nie?

Co odpowiedziała [ona] niestety umknęło moim uszom bo wjechaliśmy na przystanek. Pomyślałam sobie jednak, że różnymi już ludźmi/rzeczami/miejscami straszono dzieciaki. Najczęściej było „to” paskudne, brzydkie, niebezpieczne, mogło zjeść, pokaleczyć, porwać...



Ponoć w Grecji straszono je Lamią, oszalałą z rozpaczy matką, która ponoć mordowała wszystkie napotkane dzieci.
W średniowieczu były ogry, gobliny i inne maszkary choć oczywiście na pierwszym miejscu figurował Szatan i Ognie Piekielne.


W tradycji górniczej straszono Utopcami by nie chodziły same nad wodę:




(Utopiec we współczesnej adaptacji)



Listę można by ciągnąć i ciągnąć: czarownice, wiedźmy, baby jagi, nic nie mający z romantyzmu tajemniczy nieznajomi, mroczne odziane w czerń postaci, wilki wilkołaki stwory, maszkary odwołuję do waszych własnych doświadczeń i historii.



A tu proszę najnowsza propozycja postrachu:



Cóż prawda, że Pani Rokita znalazła nieco inny postrach - Donalda(!), nie, nie bynajmniej Donaldem D., lecz równie – u nas przynajmniej sławnym – Donaldem T.

A może jest tu jednak jakiś element grozy... tak coś ich chyba jednak łączy... Obcy!
Obcy przyjdą pod nasz dom!

niedziela, 28 października 2007

Recykling myśli

Zakładam – wreszcie – moje polskie miejsce sieciowe. Po blogu włoskim czas wrócić do rodzimego języka. Niniejszym ogłaszam więc mój śmietnik za otwarty.

Śmietnik, kojarzy się z miejscem, w którym „rzeczy” kończą swój bieg, miejscem wykluczonym, miejscem odpadków i biedaków prowadzącym wprost na śmietnisko zapomnienia i powolnego rozkładu. Miejscem koniecznym a jednak tak niechcianym.


„Mój śmietnik” jest miejscem jak najbardziej chcianym, wynikającym wręcz z konieczności. Miejscem nie końca lecz początku „innego”, „nowego” istnienia rzeczy. Nie koniecznie lepszego czy gorszego – jakichkolwiek kategorii porównawczych byśmy nie użyli. Owa „inność” wynikać może z „innej” perspektywy, „innego” spojrzenia lub spojrzenia „innego”... oraz z wielu innych potencjalnych „innych”.


Odwołuję się z jednej strony do idei recyklingu tak myśli jak i rzeczy. Nie tylko, bądź nie tyle, segregacji w efekcie której z papieru powstaje nowy papier, z plastiku nowy plastik itd. Lecz idei recyklingu jako ciągłej cyrkulacji i przemiany, nieustającego ruchu rzeczy myśli idei, spojrzeń. Nieustających kolejnych od-czytań i o-patrzeń w przestrzeni e-możliwości i nieskończoności.
Sign my Guestbook from Bravenet.comGet your Free Guestbook from Bravenet.com