czwartek, 22 listopada 2007

Antrakt czyli nieco informacji w przerwie...

Niestety w najbliższych dniach jestem absolutnie pochłonięta sprawami zawodowo -naukowymi. „Niestety” jest może określeniem mało zgrabnym, i dla wyjaśnienia dodam, iż nie jest mi z tego powodu przykro, jednakże ogranicza to znacznie moją czasową dyspozycyjność. Mam nadzieję, że w przeciągu najbliższego tygodnia/dwóch sytuacja ulegnie znacznej poprawie.

Tymczasem jednak, by nie pozostawiać Was – wierni i niewierni – z niczym, zapewnić chwilę rozrywki, antraktu, może też nieco „reklamy” przedstawiam dwa zjawiska filmowo-audialno-wizualne:

Pierwsze to krótki film, etiuda stworzona, przez grupę Ola Y Mariposa (o ich najnowszym filmie pisałam w poprzednim poście). Ku pamięci początków kinoteatru:

El Desenquadernado



W roli Il magnifico Fregoli – Camillo, innym znany jako Mateo, ta imienna rozbieżność to raczej długa historia więc nie pytajcie.

Więcej o grupie OYM jak zwykle na ich blogu: Ola Y Mariposa


Druga propozycja, jest nieco bardziej skomplikowana, przynajmniej od strony językowej, bowiem cała po włosku. Może jednak krótki kontekst historyczny ułatwi wam zrozumienie.

Oto dwa fragmenty drugiego z czterech programów Rockpolitick, którego głównym pomysłodawcom i prowadzącym był Adriano Celentano. Jest wysoce prawdopodobne, że wielu z was słyszy to nazwisko po raz pierwszy dlatego też informuję, iż Pan Celentano (rocznik 1938) to jedna z najważniejszych i najsłynniejszych osobowości włoskiej sceny muzycznej, rozrywkowej i telewizyjnej.

W 2005 roku, niedługo przed ostatnimi wyborami, w których Romano Prodi zdyskredytował Berlusconiego, Celentano zorganizował na pierwszym kanale włoskiej telewizji publicznej (Rai Uno) wyżej wspomniany program. Po raz kolejny udało mu się wynegocjować absolutną wolność przy tworzeniu tego schow, wierzcie mi, to niebywałe osiągnięcie we włoskiej telewizji, szczególnie tej państwowej, tuż przed wyborami i z programem, który miał być poświecony krytyce obecnego systemu, „wolności” mediów itp.

Program, na który składały się cztery spotkania, w każdą niedzielę o 21.00 osiągną zawrotną oglądalność na poziomie 46% (ponad 16 mln. widzów). Szczególnie ważny okazał się drugi odcinek, w którym gościł Roberto Benigni. Z tego też odcinka dwa fragmenty.

W pierwszym Benigni i Celentanu usiłują napisać list do Berlusconiego, aby „nieco” skrytykować jego rządy. Korespondencja ma być jednak utrzymania w tonie dyplomatycznym, dlatego tez na początek, chcą powiedzieć co zrobił dobrze dla „Wszystkich Włochów”. Jak mówi sam Benigni: „Jak z dzieckiem, najpierw mówisz: byłeś bardzo grzeczny, a potem dodajesz: ale...”
Jak łatwo się domyśleć zadanie jest trudniejsze niż początkowo się wydaje:



Drugie wideo, to już końcówka spotkania z Benignim, gdzie na zakończenie, w tonie już znacznie poważniejszym mówi o systemie demokratycznym, powołując się wpierw na Woltera i jego słowa dotyczące wolności wypowiedzi:

„Ja się z tobą nie zgadzam, ale dam się zabić/poświęcę swoje życie, abyś ty miał prawo wygłaszać swoje sondy.”

Kończy cytatem z Sokratesa (dla ścisłości, z „Obrony Sokratesa” Platona):
„Ale oto już i czas odejść; mnie na śmierć, wam do życia. Kto z nas idzie do tego, co lepsze, tego nie wie jasno nikt - chyba tylko bóg.”



Będąc w tedy we Włoszech widziałam wielu moich rówieśników jak i osoby starsze, którzy nie mogli uwierzyć, że takie słowa, w takim kontekście politycznym czy społecznym, zostały powiedziane na pierwszym kanale publicznej telewizji. Jak by ktoś miał wątpliwości, informuję, iż w owym czasie wszystkie kanały największych stacji telewizyjnych (tak prywatnych jak i państwowych) w dużym stopniu były zależne od Berlusconiego.

niedziela, 11 listopada 2007

"Noir" - Trailer !!!

Grupa moich włoskich przyjaciół, już jakiś czas temu, zabrała się za produkcję kolejnego filmu. Tym razem to gangsterski film długometrażowy. Z uwagi na liczne przeszkody, głównie natury finansowej i czasowej, przygotowania i zdjęcia zajęły zaskakująco dużo czasu. Obecnie zbliża się ku końcowi etap montażu, dziś jednak oficjalnie i publicznie przedstawiono zwiastun, na który teraz właśnie zapraszam.

Na tym etapie znajomość języka włoskiego nie jest absolutnie wymagana.
Premiera przewidywana na marzec 2008 i mam nadzieję, że do tego czasu pokonamy przeszkody językowe i będę mogła zaprezentować obszerniejsze fragmenty, lub nawet cały film.
Zapraszam więc na zwiastun
Noir
pomysł i wykonanie grupa Ola Y Mariposa



Wszystkich zainteresowanych historią, pracą oraz bliższymi i dalszymi planami grupy zapraszam na ich bloga - Ola Y Mariposa

sobota, 10 listopada 2007

Ciasteczko

Na ostatnim spotkaniu MISHowym kolega poczęstował nas ciekawym gatunkiem ciasteczka...



"Na osłodę życia"?


środa, 7 listopada 2007

Blogowi porzuceni...

Projekt, który chciałam dziś przedstawić nie jest nowy, rzecz jasna „nowy” zależy od przyjętej perspektywy czasowej, ten prezentowany tutaj powstał na przełomie 2005/2006 czyli prawie dwa lata temu.

The Dumpster - o nim bowiem tu mowa – to interaktywna wizualizacja przedstawiająca części intymnego życia amerykańskich nastolatków – część dotyczącą ostatniego etapu chi związku, a więc bardziej lub mniej burzliwego „zerwania”, rozstania, porzucenia drugiej osoby. Termin „nastolatki” (teenagers), został użyty dość umownie, pojawiają się bowiem historie osób w wieku lat dwudziestu paru, trzydziestu lub więcej.

Projekt wymyślił Golan Levin i stowrzył przy współpracy z Jonathan'em Feinberg'em programistą komputerowym pracujący dla IBM oraz Kamalem Nigam specjalistą od technologii informacji, ich dystrybucji, podziału i pozyskiwania.


Twórcy projektu zgromadzili 20 tys. historii „zerwań” opisanych na blogach w 2005 roku. Połowa została napisana przez osoby w wielku między 13 a 19 lat, 70% stanowią historie opowiedziane/napisane przez kobiety. Jak zapewne wielu z was wie, wyszukiwanie informacji w Internecie nie jest w cale tak łatwe jak mogło by się wydawać. nie stworzono jak na razie doskonałego systemu wyszukiwania, pytanie czy kiedykolwiek takowy powstanie jest nadal otwarte. Autorzy nie roszczą sobie jednak prawa do stwierdzenia, iż prezentują tutaj wszystkie, jak mówią, „romantyczne rozstania” jakie miały miejsce w 2005 i zostały opisane w Sieci.

Ostatecznym efektem wyszukiwania było, wspomniane już, 20 tys. historii, których następnie każdą poddano szczegółowej analizie. Pytano więc o powody rozstania oraz o to czy autor był „porzucającym” czy „porzuconym”, w jakim stanie emocjonalnym znajdował/a się piszący/a: przygnębienie, smutek, depresja, ulga, radość etc. odpowiedzi na powyższe pytania tworzyły grupy historii, pod różnymi względami, podobnych.






Główną część „prezentacji” stanowi około 200, początkowo losowo wybranych, „bąbelkowych historii”. Są one niejako punktem wyjścia do dalszych prze- i po-szukiwań. Należy pamiętać, iż wszystko: kolor, wielkość, odległość, ma tu swoje znaczenie. Wielkość „kulki”/”bąbelka” informuje o długości historii, jaj kolor o „podobieństwie” do aktualnie aktywnego fragmentu” (im bardziej czerwona, tym bardziej podobna). Historie podobne wywołują się i przyciągają wzajemnie, odpychając oraz powodując zniknięcia „niepodobieństw”.

Pionowy pasek po lewej stronie jest zbiorem wszystkich dostępnych historii, małe okienko w lewym dolnym rogu to powiększenie aktualnie wybranego fragmentu z tego paska wraz z informacji o wskazanej historii: wiek, płeć oraz podobieństwo do „aktualnej historii aktywnej”. Pasek u dołu strony to przedstawienie poszczególnych historii na "linii czasu" od 1 stycznia do 31 grudnia 2005. Na obu paskach kolor zółty wskazuje "historie podobne", kolor niebieski zaś historie "niepodobne"

W analizie tego projektu Lev Manovich szczególnego znaczenia doszukuje się w możliwości podwójnej perspektywy: perspektywy grupy lub perspektywy jednostki. Według niego obie są tu obecne. Uważa, iż projekt ten można odwołać do takich gatunków jak portret czy dokument, on jednak wolałby nazwać to „społeczną bazą danych”, bazą pozwalającą na „poruszanie się pomiędzy intymnymi szczegółami z ludzkiego życia oraz społecznymi grupami”.

sobota, 3 listopada 2007

Menu 2007...

Brak mi słów... naprawdę,
co nie jest u mnie zjawiskiem „normalnym” a jednak, kupując dziś GW ręce mi opadły...
po raz kolejny z resztą...

Z wyżej już wspomnianego braku słów, a także braku czasu, chciałam całą sprawę przemilczeć i zapomnieć. Postanowiłam jednak pozostawić chociaż skromną dedykację. Nie wiem czy naucza się tego najmłodsze pokolenie, osobiście raczej wątpię. „Dedykuję” ten wierszyk Autorom Nowej Logiki, Nowych Praw, Obrońcom, Braciom Naszym w walce potężnym frontem Wroga

Nad rzeczką opodal krzaczka
Mieszkała kaczka-dziwaczka,
Lecz zamiast trzymać się rzeczki
Robiła piesze wycieczki.

Raz poszła więc do fryzjera:
"Poproszę o kilo sera!"

Tuż obok była apteka:
"Poproszę mleka pięć deka."

Z apteki poszła do praczki
Kupować pocztowe znaczki.

Gryzły się kaczki okropnie:
"A niech tę kaczkę gęś kopnie!"

Znosiła jaja na twardo
I miała czubek z kokardą,
A przy tym, na przekór kaczkom,
Czesała się wykałaczką.

Kupiła raz maczku paczkę,
By pisać list drobnym maczkiem.
Zjadając tasiemkę starą
Mówiła, że to makaron,
A gdy połknęła dwa złote,
Mówiła, że odda potem.

Martwiły się inne kaczki:
"Co będzie z takiej dziwaczki?"

Aż wreszcie znalazł się kupiec:
"Na obiad można ją upiec!"

Pan kucharz kaczkę starannie
Piekł, jak należy, w brytfannie,

Lecz zdębiał obiad podając,
Bo z kaczki zrobił się zając,
W dodatku cały w buraczkach.


Taka to była dziwaczka!

Kaczka dziwaczka - Jan Brzechwa

Zdaje się, że zakończenie sezonu na kaczki, przyniesie „sezon na zające” – „opozycyjny” produkt transformacji 2007, oby przynajmniej oszczędzono nam buraczków...

czwartek, 1 listopada 2007

"Wspominki" 2007

1 listopada – Wszystkich Świętych – Święto zmarłych hmm... Jakoś zawsze denerwowały mnie coroczne „wspominki” w patetycznym, melancholijnym stylu „końca świata”.
Ci, który odeszli na zawsze, Niepowetowana strata, Nigdy nie powrócą etc. etc. etc.

Przyznam, że mimo wszystko nie raz ulegałam i ulegam estetycznym i emocjonalnym urokom „chwili” a jednak zawsze jakoś wbrew sobie. Co roku wchodząc na większe portale internetowe spotykam długie listy „Tych co odeszli na zawsze”, co roku mam nadzieję, że ta lista będzie „inna”. Nie, oczywiście nie chodzi mi o zawartość, lecz o „sposób przedstawienia”, co roku to samo. Czarno-biała, portretowa fotografia, w 90% z gatunku „tych poważnych”, surowych min. Może roszczę sobie zbyt duże prawo do takich żądań, a jednak chciałabym zobaczyć bardziej człowieka niż maskę. Mimo mojej wielkiej miłości do tego rodzaju zdjęć, w tym wypadku jakoś jestem przeciwna. Kolejne granice, oddzielania, „odeszli”, jakby „obcy” dla tego świata. Nie wiem, jaki mają kolor włosów, w co są ubrani, z fotografii nie wynika czy był to aktor, piosenkarka, podróżnik czy naukowiec. Może wszystko bardziej by pasowało, gdyby opis obok zdjęcia był inny. A tu nie ma „odeszła Krystyna Feldman – miła, sympatyczna starsza pani, która lubiła koty i wiśniowe czekoladki” (od razu mówię, że nie wiem czy Krystyna Feldman lubiła koty i wiśniowe czekoladki). Nie, „Odeszłych” opisuje się w kategoriach ich życia publicznego, zawodu, osiągnięć dla ludzkości. I dobrze w końcu, takich ich znamy, „my” czytający, „my” słuchający, „my” fani, sympatycy, krytycy...

I tu mój wielki „konflikt sumienia”, prawda odeszli, w znaczeniu podmiotowym, jako osoby, choć niektórzy, wierzący, czyli teoretycznie „większość” powinni powiedzieć, że „przeszli”, ale ja nadal mam na półkach książki Kapuścińskiego czy Kopalińskiego, filmy Altmana, „Nikifora” z niezapomnianą kreacją Pani Krystyny, „Ciemna Paradiso” ze zdjęciami Philippe Noiret’a i oczywiście wiele, wiele innych. Żadnego z niech nie znałam osobiście, jako osoby „z krwi i kości”, byli dla mnie zdjęciami i wywiadami w gazetach czy telewizji, twórcami książek, filmów, artykułów, idei, które podziwiałam, lubiłam lub krytykowałam. Niewiele się dla mnie zmieniło po ich „odejściu” z prostej przyczyny – dla mnie nie odeszli. Z mojej perspektywy – jak i chyba wielu innych – nadal są i będą tak długo jak będą „chciani”: czytani, oglądani, podziwiani lub krytykowani.
Nie chcę przez to powiedzieć, ze jestem przeciwko pamiętaniu czy przypominaniu. Wręcz przeciwnie. Jestem absolutnie ZA, ale... może w innej formie? Bardziej kolorowej? Bardziej radosnej? Radość, która ciągle jest u nas niedopuszczalna w obliczu śmierci czy „odejścia” bo uznaje się ją za radość ze śmierci, z końca, nie zaś jak z mojej perspektywy powinno być, radość z czyjegoś pełnego życia.

wtorek, 30 października 2007

Postraszyć Super Nianią...

Podsłuchane, a właściwie usłyszane w tramwaju:

[ona] – szczupła, prostowanowłosa blond, dżins-biodrówki, kurtka-pępek, guma
[on] – ciemny krótkowłosy, spodnie-dres, czarna kurtka, ręce w kieszeniach, garb

[ona] – [...] i się drze ten dzieciak w niebogłosy, że on TO (bliżej nie sprecyzowane coś) chce!
No mówie ci wrzaski na cały sklep był.
[on] – i co?
[ona] – i nic, matka mu znowu na to, że mu nie kupi bo pieniądze poszły na jakąś jego wycieczkę. No mówię ci kabaret a bachor nadal się drze, że normalnie pół sklepu się zbiegło!
[on] - ...
[ona] – no i co baba ma zrobić w takiej sytuacji!?
[on] – tej no postraszyć Super Nianią, nie?

Co odpowiedziała [ona] niestety umknęło moim uszom bo wjechaliśmy na przystanek. Pomyślałam sobie jednak, że różnymi już ludźmi/rzeczami/miejscami straszono dzieciaki. Najczęściej było „to” paskudne, brzydkie, niebezpieczne, mogło zjeść, pokaleczyć, porwać...



Ponoć w Grecji straszono je Lamią, oszalałą z rozpaczy matką, która ponoć mordowała wszystkie napotkane dzieci.
W średniowieczu były ogry, gobliny i inne maszkary choć oczywiście na pierwszym miejscu figurował Szatan i Ognie Piekielne.


W tradycji górniczej straszono Utopcami by nie chodziły same nad wodę:




(Utopiec we współczesnej adaptacji)



Listę można by ciągnąć i ciągnąć: czarownice, wiedźmy, baby jagi, nic nie mający z romantyzmu tajemniczy nieznajomi, mroczne odziane w czerń postaci, wilki wilkołaki stwory, maszkary odwołuję do waszych własnych doświadczeń i historii.



A tu proszę najnowsza propozycja postrachu:



Cóż prawda, że Pani Rokita znalazła nieco inny postrach - Donalda(!), nie, nie bynajmniej Donaldem D., lecz równie – u nas przynajmniej sławnym – Donaldem T.

A może jest tu jednak jakiś element grozy... tak coś ich chyba jednak łączy... Obcy!
Obcy przyjdą pod nasz dom!
Sign my Guestbook from Bravenet.comGet your Free Guestbook from Bravenet.com